Fotografia, opuszczone miejsca, spontaniczność - poznajcie Martę! | wywiad z blogerem


Poznajcie Martę!
Kobietę z milionem pasji, które stara się rozwijać. Czym się charakteryzuje na pierwszy rzut oka? Miłością do swojego aparatu, pasją do tego, co robi. Szukaniem nowych wzywań i pokonywaniem swoich słabości, dzięki pasji, którą ma. Dodatkowo kocha opuszczone miejsca, myśli o powrocie do pływania, a także na co dzień pracuje i studiuje. 

Sylwia - Tak Po Prostu: Cześć! Twój blog od zawsze kojarzył mi się z mega dopracowanymi zdjęciami z „duszą”, mimo że wplatasz na blogu różną tematykę. Jak to było na początku, miałaś na niego jakąś wizję?

Marta - Positive Vibes: Zakładając mojego bloga chciałam, żeby był on po prostu miejscem na moje zdjęcia. Nie wiem czy kojarzysz portal photoblog.pl. Kiedyś był bardzo popularny. Spędziłam tam jakieś 6 lat i bardzo lubiłam tą stronę. Mimo to czasami drażnił mnie fakt, że nie mogę dodać całej serii zdjęć za jednym razem, bo już wtedy latałam często z aparatem i po takich wyprawach trochę tego miałam. Później doszedł Instagram, ale tam też (przynajmniej wtedy) można było w jednym poście dodać tylko jedno zdjęcie. Dlatego stwierdziłam, że założę osobnego bloga, gdzie będę mogła dodać w jednym wpisie tyle fotek ile tylko będę chciała. Bez ograniczeń i w dobrej jakości.

S: Nasze blogi mają coś wspólnego – inną nazwę w linku, a inną w nagłówku strony. Jak to się stało, że „donkey ponky” przeobraziło się w „Positive Vibes”?

M: Myślę, iż warto tutaj wspomnieć, że „donkeyponky” jest stosunkowo nową nazwą (nie pytaj skąd się wzięła, bo aż mi głupio o tym opowiadać, haha), a blog jeszcze niedawno miał inny adres. Jednak tutaj nie o tym. Skąd się wzięło „Positive Vibes”? Jest to tytuł mojego tumblra, który o dziwo wciąż istnieje. Od zawsze miałam problem z nickami czy właśnie takimi nazwami, bo nigdy nie posiadałam żadnej ksywki czy czegoś z czym ludzie mnie kojarzyli, ewentualnie jakiś ulubionych cytatów czy zwrotów, które nie były zbyt popularne i mało oryginalne. Przez to musiałam sama wymyślać takie rzeczy, co mimo, że uważam się za dosyć kreatywną osobę, nie było dla mnie wcale taką prostą sprawą.
Obrazek z napisem „Positive Vibes” znalazłam kiedyś przeglądając galerię google. Stwierdziłam, że to by idealnie pasowało, najpierw na tumblra a później na bloga. Chciałam, żeby moja strona kojarzyła się ludziom z czymś pozytywnym, może czasami trochę inspirującym czy motywującym.


S: Wydajesz się być artystyczną duszą – obserwuję Cię na snapchacie, Instagramie i oczywiście na blogu. Wrzucasz tam mnóstwo zdjęć, na których (przyznaję się) sama się wzoruję i staram naśladowywać. Jakiś czas temu pisałaś na blogu o warsztatach fotograficznych. Jak wyglądały pierwsze zajęcia?

M: Po pierwsze jest mi bardzo miło i jednocześnie trochę niezręcznie czytając, że ktoś się inspiruje moimi zdjęciami. Nie uważam się za osobę godną naśladowania. Ale jest to dla mnie olbrzymi komplement, także dziękuję : )

Co do warsztatów, odbywały się one w moim starym liceum. Byłam na dwóch edycjach. Pierwsza rozpoczęła się na wiosnę 2016. Spotkanie było bodajże w marcu, drugie w czerwcu i ostatnie jakoś we wrześniu. Wszystkie były prowadzone z jedną osobą, która zawodowo zajmuje się właśnie fotografią, a dodatkowo, z tego co pamiętam, wykłada też w Sopockich Szkołach Fotografii. Byłam wtedy bardzo zadowolona z tych warsztatów. Wyglądały one tak, że spotykaliśmy się o godzinie 10 rano w jednej z sal. Nasz prowadzący przedstawiał nam temat, który tego dnia poruszaliśmy (typu pobawić się głębią ostrości, żeby jedno zdjęcie było w całości ostre, a w drugim rozmazane tło). Pokazywał przy tym i swoje prace i jakiś innych fotografów. Potem braliśmy aparaty i szliśmy w plener. Zależnie od tego, w które miejsce się wybieraliśmy, tyle trwały zdjęcia. Przeważnie było to tak około 2 godziny. Wracaliśmy do sali, zgrywaliśmy na komputer to co udało nam się zrobić i po kolei przeglądaliśmy nasze galerie omawiając i oceniając zdjęcia. Fajnie było posłuchać konstruktywnej krytyki, ale też pochwał, bo zawsze znalazło się coś fajnego i nadającego się później na wystawę.

S: Co zmieniło się po nich? 

M: Szczerze mówiąc to trudno powiedzieć. Już tłumaczę dlaczego. Tuż przed rozpoczęciem studiów mój aparat wylądował do szafki i przeleżał tam półtora roku. Zaczęłam nowy etap edukacji, trochę inny tryb życia. Do tego miałam na głowie kilka osobistych spraw, którym poświeciłam całą swoją uwagę. Fotografia odeszła na drugi plan i zdjęcia robiłam głównie telefonem. Sporo bliskich mi osób pytało czemu nie wrócę do latania z aparatem, bo w końcu tak bardzo to lubiłam, a mi chyba po prostu brakowało motywacji. Potrzebowałam jakiegoś kopa, żeby w końcu się ruszyć, sięgnąć po mojego Olympusa i pójść w plener. Pewnego dnia, kiedy byłam w połowie 2 roku studiów, moja mama pokazała mi na stronie naszej dzielnicy, że organizują właśnie te warsztaty. Nie kosztowały zbyt dużo (jak na takie wydarzenie) oraz były w moim starym liceum, więc miałam bardzo blisko piechotą i stwierdziłam, że czemu nie. Były one dla mnie taką motywacją, żeby wrócić do mojej pasji, którą zaniedbywałam przez około 1,5 roku. Oczywiście nauczyły mnie one nieco innego sposobu patrzenia na zdjęcia. Innego kadrowania, szukania fajnych obiektów, etc. Bo wiadomo, w grupie kilku osób, każda zrobi inne zdjęcie i można się wzajemnie uczyć i inspirować. Jednak czy to jakoś znacząco wpłynęło później na moje prace? Ja raczej nic takiego nie zauważyłam. Porównując to do innych kursów, na których byłam czy do szkoły fotograficznej, gdzie aktualnie studiuje, to była naprawdę niewielka zmiana. 



S: Skąd pomysł na fotografię? Od ilu lat to robisz i czym ona dla Ciebie jest?

M: Kiedyś pisałam o tym na blogu.
Mogę podlinkować post: How I started with photography
A tak w skrócie, to wyszło to bardzo niespodziewanie i spontanicznie. Mój tata od dawna robi zdjęcia. To on zawsze odpowiadał za pamiątki z wakacji, urodzin, świąt, etc. Pojechaliśmy raz na wycieczkę rowerową i coś mnie podkusiło, żeby poprosić go o pożyczenie aparatu (który oczywiście tradycyjnie miał ze sobą). Zrobiłam kilka zdjęć, w tym jedno, które udało mi się fajnie skadrować i w tym momencie ktoś mi wszedł przed obiektyw i rozpaczałam, że zniszczył mój pomysł. W domu przejrzeliśmy zdjęcia i wow, okazało się, że całkiem fajnie wyszły. Byłam naprawdę w szoku, bo nie spodziewałam się takich efektów i spodobało mi się to. Od tamtego momentu, regularnie pożyczałam aparat od taty, aż w końcu mi go oddał, a sobie kupił drugi.

Tamta historia miała miejsce jakoś na przełomie 1 i 2 klasy gimnazjum. Aktualnie kończę 1 rok studiów magisterskich, także trochę to już trwa. Na ten moment fotografia jest moją pasją. Czymś co sprawa mi ogromną przyjemność, w czym czuję się całkiem dobra, z czego jestem też znana wśród bliskich i znajomych. Pozwala mi zapomnieć o problemach, skupić się na docenianiu małych rzeczy. Dzięki niej mogę pokazać innym w jaki sposób patrzę na świat i co w nim dostrzegam. 

S: Wychodząc w plener bierzesz ze sobą aparat czy posiłkujesz się telefonem?

M: Jeśli mam możliwość wziąć gdzieś mojego Olympusa, to go biorę. Telefon służy mi jedynie do zrobienia jakichś szybkich zdjęć na Instagrama, czy do relacji na Snapchata. Mimo, że wychodzą z niego całkiem dobre jakościowo fotki, to dla mnie zawsze będzie wygrywał aparat.

S: Jak wyglądało Twoje pierwsze zdjęcie?
M: Trudno było mi wybrać jedno, dlatego pokażę 3 zdjęcia. Wszystkie robione tego samego dnia, najprostszym obiektywem (tak zwanym kitowym), bez żadnej obróbki. Także od tego właśnie zaczęła się moja przygoda z aparatem.




S: Czy masz jakiś cel, odnośnie fotografii?

M: Chciałabym się ciągle rozwijać, robić coraz lepsze zdjęcia i po prostu móc na tym zarabiać. Bo chyba nie ma nic lepszego niż żyć ze swojej pasji.

S: Idziesz w jakimś konkretnym kierunku, jeżeli chodzi o fotografię czy jednak stawiasz na spontaniczność? Ostatnio na blogu można było zobaczyć sesje w profesjonalnym studiu.

M: Od jakiegoś czasu staram się przełamywać i próbować nowych rzeczy. Gdyby ktoś, tak z 2 lata temu, powiedział mi, że będę robić ludziom sesje to bym na niego spojrzała jak na wariata. A teraz muszę przyznać, że bardzo mi się to podoba.
Tak więc, nawiązując do Twojego pytania, powiedziałabym, że stawiam na spontaniczność. Kto wie, może za jakiś czas zacznę robić zdjęcia reklamowe albo fashion.

S: Jak wygląda praca z modelem, modelką? Jest to ciężkie?

M: Ogólnie praca z ludźmi bywa ciężka. Z modelami jest różnie. Do tej pory pracowałam z tylko jedną doświadczoną w modelingu osobą. Jest to ostatnia sesja na moim blogu. Dziewczyna wiedziała jak się ustawić, żeby dobrze wyglądać i dodatkowo jak zmieniać pozy, żeby wyszły różne zdjęcia. To było dla mnie coś nowego, bo do tej pory umawiałam się z osobami, które nie siedzą modelingu. Także musiałam dokładnie opisywać swoje pomysły, ustawiać je i poświęcać na to więcej czasu. Nie jest to łatwa praca. Często też takie osoby są nieśmiałe i bardzo się krępują stojąc przed obiektywem. Dlatego ważna jest rozmowa, rozluźnienie atmosfery, żeby druga osoba poczuła się swobodniej. Sama niestety jestem dosyć nieśmiałą osobą, ale dzięki tym sesjom to pokonuję i coraz lepiej sobie radzę w kontaktach z innymi.

S: Pamiętam też, że posiadasz czworonoga w domu. Lepszy model to: człowiek czy zwierzak?

M: Z człowiekiem możesz porozmawiać, przedstawić swój pomysł. Zwierzak Cię nie zrozumie. Jednak z drugiej strony, nie spojrzy też na ekran aparatu albo monitor komputera i nie zareaguje „O Boże, jak ja wyszłam! Usuń to!”, przez co masz większe pole do popisu i zazwyczaj więcej zdjęć nadaje się do publikacji.
Jeśli miałabym powiedzieć jak to u mnie wygląda, porównując pracę z moim psem a ludzkim modelem. Z Leonem (czyli moim czworonożnym przyjacielem) współprace bywają bardzo trudne i wymagają ode mnie sporej cierpliwości. Za to efekty potrafią być naprawdę zaskakujące i wszyscy reagują „Jaki słodziak!” haha :D 
A z człowiekiem łatwiej się dogadać w czasie zdjęć, chociaż też bywają różne problemy, ale bardziej się stresuję przy efekcie końcowym. Czy modelowi spodoba się obróbka, kadry, to jak wyszedł i to jakie zdjęcia wybrałam.
Nie potrafię powiedzieć, który model jest dla mnie lepszy bo to trochę dwa różne światy (przynajmniej moim zdaniem), ale zwierzaki są na pewno łatwiejsze we współpracy i traktuję je trochę jak zdjęcia makro, czyli mogę pobawić się obróbką i kadrami, bo zazwyczaj i tak dobrze na nich wychodzą (u ludzi tutaj źle się ułożyły włosy, tam zamknięte oczy, pognieciony ciuch, źle ręka, etc).


S: Wracając jeszcze do bloga – czy masz na niego wizję? Planujesz jakieś zmiany?

M: Ostatnio zmieniłam szablon bo poprzedni mi się znudził. Poza tym, nie mam na niego jakiś większych planów. Prowadzę go czysto hobbystycznie i zmiany wprowadzam spontanicznie.

S: Jak powstał Twój blog? Kiedy zaczęła się ta przygoda?

M: Moja przygoda z blogiem zaczęła się trochę wcześniej niż z fotografią. Od małego lubiłam pisać. Prowadziłam pamiętniki, pisałam opowiadania, sporo też już czytałam. Nie wiem czy ktoś jeszcze pamięta taki portal jak epuls.pl Była tam zakładka bodajże „pamiętnik”, którą bardzo polubiłam. Pisałam tam różne rzeczy i któregoś dnia w pierwszej gimnazjum, koleżanka z klasy powiedziała mi, że jest coś takiego jak photoblog.pl. Pomogła mi założyć tam konto. Mój pierwszy blog był o…psach! Później założyłam kolejne, na które wstawiałam już swoje zdjęcia. Potem i tak miałam chyba jeszcze z 3 inne, bo co jakiś czas chciałam zacząć wszystko od nowa (co średnio mi wychodziło). Ostatnie oficjalnie zamknęłam (ale nie usunęłam) w wakacje po maturze. Także trochę lat tam spędziłam. Przez ten czas próbowałam też pisać na bloggerze i chyba blog.pl. W tym pierwszym zapomniałam hasła i wyskakiwał mi jakiś błąd, a w drugim była dziwna sytuacja z ilością pamięci na zdjęcia i zrezygnowałam. Mój aktualny blog założyłam we wrześniu 2015 roku. Miałam wtedy ciężki okres, byłam wtedy świeżo po sesji poprawkowej i tak spontanicznie pomyślałam „Czemu by nie spróbować jeszcze raz i nie założyć czegoś nowego?”. Myślę, że warto tutaj dodatkowo wspomnieć, że moje poprzednie blogi traktowałam dosłownie jak pamiętniki. Pisałam o różnych pierdołach i teraz jak sobie to przypomnę to aż mi wstyd. Naprawdę. Zakładając „donkeyponky” chciałam zacząć coś nowego i całkowicie innego. Przestałam opisywać z taką dokładnością moją codzienność, zaczęłam nieco bardziej chronić swoją prywatność. Dzielić się tylko częścią swojego życia z czytelnikami. Jasne, czasami wspomnę co się u mnie dzieje, pomarudzę, bo w końcu jestem tylko człowiekiem i różnie w życiu bywa, są wzloty i upadki.


S: Bloga traktujesz jako… 

M: Moje miejsce w internecie, które mogę dowolnie zmieniać. To ja decyduję jak będzie wyglądało, o czym będę pisać, jakie zdjęcia wstawiać. Jest on dla mnie też swego rodzaju internetowym pamiętnikiem, bo w końcu tworzę na nim relacje ze swoich podróży czy jakiś wydarzeń.

S: Na blogu polecasz również książki – jaką mogłabyś polecić na chwilę obecną? 

M: Na chwilę obecną myślę, że mogłaby to być książka „Znajdź mnie” J.S. Monroe. Jest to kryminał. Różne opinie o nim krążą i sporo osób twierdzi, że nie trzyma w napięciu, nie ma takiego „wow” na koniec i jest przewidywalna. Mnie za to uderzyło to jak zostało w niej opisane okrucieństwo jednego człowieka, względem drugiego. I to teoretycznie bliskich sobie osób. Także bardzo mi się podobało jak autor przedstawił w książce postać psychopaty (mam nadzieję, że nie brzmi to dziwnie ale po prostu lubię takie tematy psychologiczne).

*
Poza tym, sporym zaskoczeniem jest dla mnie książka „Tysiąc odłamków ciebie” Claudii Gray. Młodzieżówka, o której mówiło sporo osób z bookstagramów (dla tych, którzy nie wiedzą o co chodzi, są to konta na Instagramie o książkach, często z recenzjami). Należę do tych osób, które w momencie kiedy czytają negatywne opinie (wyjątkiem jest sytuacja, kiedy jest ich naprawdę dużo i widać, że dana pozycja jest serio kiepska) to jeszcze bardziej chcą przeczytać daną książkę. Za to przy wielu pozytywach, długo się waham bo zazwyczaj wtedy lektura nie przypada mi do gustu. Tutaj zaryzykowałam i wow, to było naprawdę dobre. Fajny pomysł na książkę, dużo akcji. Widać, że autorka miała pomysł i wiedziała jak go przelać na papier, żeby miało to sens. Na pewno dłuższą recenzje będzie można przeczytać niedługo na moim blogu.


S: Patrząc na liczbę recenzji książek, można od razu stwierdzić, że lubisz czytać. Kogo często odwiedzasz w blogosferze?
M: Jeśli chodzi o osoby, które również piszą recenzje, to szczerze mówiąc, jest ich niewiele:
http://www.mawreads.pl/
https://darinkr.blogspot.com/
http://come-book.blogspot.com/
Dużo bardziej wolę obserwować bookstagramy.
Najdłużej obserwuję chyba http://plapart.blogspot.com/, która od lat bardzo mnie inspiruje w kwestii zdjęć i dążenia do spełnienia swoich marzeń.
http://donatkay.blogspot.com/ ten blog ma dla mnie szczególne znaczenie bo dużo zawdzięczam jego autorce.

Takie typowo fotograficzne:
http://izuulec.blogspot.com/
http://www.monephotos.pl/
http://nataliazyglowicz.blogspot.com/
https://paralume-photos.blogspot.com/
http://www.pauliphotos.pl/
http://sylwiawisniewskaphoto.blogspot.com/
http://worteinbildern.blogspot.com/

Drugi, świeżo założony blog przez moją przyjaciółkę:
http://the-chaotic-neutral.blogspot.com/ (nie wiem czy mogę podać jej poprzedni, bo ustawiła na nim hasło).

Połączenie zdjęć i mody http://gaaabrielyan.blogspot.com/
Zdjęcia, moda i lifestyle http://aleksandracedro.blogspot.com/
Moda  http://www.jestemkasia.com/
Moda, zdjęcia i przemyślenia http://www.coeursdefoxes.com/
Moda, kosmetyki i specyficzny humor http://supcarolyn.blogspot.com/
Myślę, że to oczywiste (bo inaczej nie przeprowadzałybyśmy tej rozmowy), ale czytam również Twojego bloga.
I ostatni, który uwielbiam przez poczucie humoru autorki http://www.mercarrie.com/  
Mam nadzieję, że o żadnym blogu z tych ulubionych nie zapomniałam.

S: Jakbyś miała wybrać pomiędzy książką w wersji papierowej, a książką w wersji elektronicznej, którą byś wybrała?

M: Od około 2 lat mam konto na Legimi i aplikację na telefonie. Przeczytałam na nim 2 książki i zaczęłam chyba kolejne 2 albo 3. Próbowałam też czytać na czytniku, bo moi rodzice mają dwa. Jednak mimo wszystko papierowe wersje są dla mnie niezastąpione. Aczkolwiek staram się chociaż trochę przekonać do ebooków, bo to jednak olbrzymia wygoda. Tyle książek za darmo, w jednym miejscu.

S: Można powiedzieć, że blogi to także małe książki – każdy z nas opisuje coś swojego u siebie. Lubisz czytać teksty innych blogerów czy jednak wolisz oglądać wpisy - przykładowo: relacja z wakacji – w formie tekstu ze zdjęciami czy jednak same zdjęcia?

M: To zależy. Obserwuję zarówno blogi, gdzie osoby wstawiają jedynie zdjęcia i ewentualnie piszą kilka zdań wstępu, jak i takie gdzie są dłuższe teksty albo zdjęcia przeplatane tekstem. To samo tyczy się wspomnianych przez Ciebie relacji z wakacji. Są osoby, które piszą dłuższe teksty, a są też takie, które stawiają na zdjęcia i krótkie przerywniki. Lubię obie wersje. Chociaż przyznam, że jestem dosyć wybredna i jest niewiele blogów, które odwiedzam regularnie i jak tylko widzę, że pojawił się nowy post to od razu lecę sprawdzić.

S: A jak bloga przekładasz na rzeczywistość? Jest on częścią Twoich obowiązków?

M: Staram się regularnie dodawać nowe posty, przez co siłą rzeczy blog stał się jednym z obowiązków. Chociaż tutaj chyba powinnam dodać cudzysłów, bo jednak należy on do tych luźniejszych i przyjemniejszych obowiązków. Wiadomo, że jeśli mam do dodania recenzję i jestem umówiona z wydawnictwem na konkretny termin to automatycznie powstaje tzw. deadline. To samo jest w kwestii sesji. Mówię mojej modelce czy modelowi, kiedy mogą się spodziewać maila ze zdjęciami i kiedy ukaże się z nimi post na moim blogu. W takich sytuacjach, blogowanie staje się dla mnie też pracą a nie tylko zwykłym hobby.

S: Co robisz poza wirtualnym światem?

M: W tygodniu na zmianę studiuję dziennie na UG i pracuję. W weekendy chodzę do szkoły fotograficznej. Jeśli chodzi o zainteresowania, to jak już wiadomo, czytam książki i latam z aparatem (często też z psem). Poza tym staram się wykorzystywać każdą okazję na mniejsze czy większe podróże. Spotykam się ze znajomymi, chodzę na różne wydarzenia (od pewnego czasu staram się kontrolować co ciekawego dzieje się w Trójmieście). Oglądam seriale i filmiki na youtubie. Piszę listy z ludźmi z całej Polski i świata. W najbliższym czasie chcę wrócić do pływania, bo przez wiele lat trenowałam i stęskniłam się za tym. Lubię też odkrywać różne, ciekawe opuszczone miejsca (będzie o tym post na blogu).

S: Czy da się połączyć oba te światy – bloga z codziennością?

M: Oczywiście! Wystarczy dobre rozplanowanie swojego czasu. Pomaga mi również spisywanie pomysłów i później rozpisywanie kiedy mogłabym stworzyć dane posty. Dzięki temu unikam chaosu i mam motywację do pisania.

S: Bardzo Ci dziękuję za poświęconą chwilę i za rozmowę!

16 Komentarze

  1. Bardzo fajny wywiad, miło się czytało!
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też lubię robić zdjęcia i nie mówię tu o kosmetykach ale czesto można dzięki nim wyrazić emocje w zasadzie wszystkie. Smutek, strach, szczęście :) po rozmowie stwierdzam że Marta to bardzo fajna i sympatyczna dziewczyna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mega sprawa! Poznaje dzięki Tobie nowych, bardzo inspirujących ludzi!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znałam autorki, fajnie poznać jednak nowe osoby w blogosferze :)

    Pozdrawiam
    Sara's City

    OdpowiedzUsuń
  5. Super wywiad,piękne fotki ❤

    OdpowiedzUsuń
  6. Z wywiadu wylania się kolejną pełną pasji osoba. Super!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie :) Pełnia pasji i chęci do tworzenia czegoś nowego!

      Usuń
  7. Bardzo fajny wywiad. Nie znałam tej autorki.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mnie też zawsze inspirują zdjęcia innych! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo ciekawy i merytoryczny wywiad.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Nowsza Starsza