Podsumowanie lipca 2018


Lipiec - mój synonim stresu i relaksu razem wziętych. 
Lipiec był pracowitym miesiącem, ale i leniwym. Początek miesiąca był bardzo nerwowy. 6 lipca w piątek miałam obronę pracy dyplomowej i egzamin, którym ukończyłam studia. Uczyłam się do tego bardzo dużo, a stres zaczęłam odczuwać już dwa - trzy dni przed. Ten dzień zapamiętam na długo, nawet na maturze się tak nie stresowałam. Nie muszę mówić, że noc przed obroną nie zmrużyłam oka, bo byłam tak podekscytowana, że zamiast spać myślałam o co mogą mnie zapytać.

6 lipca to był piątek, a obrony zaczynały się od godziny 9:00. Tego dnia była też msza za moją zmarłą miesiąc temu babcię o godzinie 7:15, więc na galowo poszłam do kościoła. Wszystkie babcie w ławkach spoglądały na mnie co najmniej dziwnie, ale byłam tak zestresowana, że mogę nie zdążyć, że nawet mi te spojrzenia poprawiały humor. Msza skończyła się jednak o wiele wcześniej niż przypuszczałam, więc na galowo wróciłam do domu. I to był bardzo dobry wybór, bo zaczął mnie obcierać but, więc szybko zdążyłam zaopatrzyć się w płaskie buty na zmianę i plasterki. Potem szybki telefon po taxi i byłam gotowa na starcie z komisją egzaminacyjną. Rano czułam się, jakbym miała swój prywatny Dzień Świra. Wysiadając z taksówki, wszystkie rzeczy które miałam w rękach zaczęły mi wypadać... A ja zaczęłam wydawać okrzyki łapania ich... Teraz chce mi się śmiać, jak przypomnę sobie ten poranek, jednak wtedy pomyślałam, że obtarta stopa i wpadka z taksówką źle wróżą. Przed samą obroną miałam wrażenie, że zemdleję - tylko nie wiem czy to od stresu, czy może od nieprzespanej nocy czy od pierwszego dnia okresu. I to chyba pozostanie zagadką, bo tego dnia czułam się po prostu okropnie. Jak poszła sama obrona? Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi i zasiadłam przed szanowną komisją wiedziałam, że dam sobie radę. Myślę, że poszło mi bardzo dobrze, co zresztą pokazała moja ocena, którą będę mieć na dyplomie, a ten dopiero odbiorę w sierpniu.  Jestem z siebie dumna i następnym razem nie będę się tak stresować. I na wszelki wypadek sprawdzę, kiedy ma mi wypaść okres... 😂

Tydzień później, również w piątek wyjeżdżałam na długo wyczekane wakacje nad morze. Gdy tylko minął weekend pod obronie myślałam tylko o tym wyjeździe. Potrzebowałam go. Czułam się tak zmęczona, wyeksploatowana, poirytowana i zła, że sam ten nastrój który towarzyszył mi każdego dnia, jak tylko kończyłam pracę sprawiał, że denerwowałam się sama na siebie, że nie jestem w stanie nic z siebie wykrzesać kreatywnego.

Podróż do Dziwnowa zaczęliśmy w piątek o 21:24 pociągiem do Międzyzdrojów. Po nocy w przedziale pociągu o 6 z minutami byliśmy na miejscu i pozostało tylko przemieścić się busem do Dziwnowa. 

W sobotę było lekkie zachmurzenie, ale mimo to było ciepło, więc gdy tylko zakwaterowaliśmy się przebrałam swoje długie spodnie na krótkie spodenki. O ile pamiętam wyjazd w sierpniu w zeszłym roku, to w tym woda była ciepła. Ciepła jak na polskie morze. Cały wyjazd pogoda bardzo dopisywała, bo było słonecznie i baaardzo gorąco. Zdążyłam się spiec na raczka i potem odchorowywać swoją głupotę z przyspieszaczem do opalania. Na szczęście to w jeden z deszczowych dni zaczęło wychodzić mi zimno na górnej wardze ust. Więc co zrobiłam mądrego? Ubrałam się w krótkie spodenki, zarzuciłam na siebie nieprzemakalną kurtkę i poszłam w mżawkę brzegiem morza do apteki po zestaw nierozważnego plażowicza, czyli maść i plasterki na wyskakujące zimno na ustach. Wiał wiatr, padało, a ja dzielnie szłam 40 minut w wodzie. Efektem tego czynu było moje przerażenie dnia następnego, ponieważ opryszczka na górnej wardze się rozrosła na pół ust, a do niej dołączyła w podobnym położeniu opryszczka na dolnej wardze. Rano wyglądałam jak potwór i łzy same cisnęły się do oczu, miałam prawą stronę twarzy spuchniętą, nie mogłam ruszać ustami i czułam ogromny ból. Pomijam już ból spieczonego tyłka i reszty ciała, który tylko potęgował mój zły stan. Ten dzień, mimo że był słoneczny przesiedziałam w łóżku, trochę śpiąc, a trochę czytając książkę, o której niedługo będziecie mogli przeczytać na blogu. Także udało mi się natrafić wieczorem na bardzo fajny film, o którym wspominałam w kulturalnym podsumowaniu II kwartału 2018. Mimo tego nieprzyjemnego epizodu, w ostatnie dni wyjazdu tak czy siak opalałam się na plaży (znowu z przyspieszaczem -  uczę się na błędach, ale to był świadomy wybór) i kąpałam się w morzu. Oczywiście zaopatrzyłam się w kapelusz, żeby na usta nie padały promienie słoneczne i nie pogarszały mojego i tak fatalnego stanu i wyglądu, ale skorzystałam z ostatnich dni tyle, ile się tylko dało. 

Na koniec wpisu pozwolę sobie Was zapytać - kto zauważył zmiany na blogu? Są minimalne, ale jednak widoczne. Ręka do góry, piszcie w komentarzach, a osoba która wymieni wszystkie zaistniałe zmiany zostanie polecona w sierpniowych polecajkach 😊

18 Komentarze

  1. Ja tam widzę tylko dwie zmiany.. nie ma komentarza do komentarzy i zmieniłaś zdjęcie w nagłówku. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma komentarza do komentarzy? Tzn. tego formularza, który pokazuje się nad wpisywanym komentarze. U mnie się wyświetla wszystko!

      Czy ktoś ma jeszcze podobny problem?

      Usuń
  2. Masz piękne zdjęcia na IG!

    Zapraszam do mnie:
    BLOG

    INSTAGRAM

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasem lekki stres nie szkodzi, byle tylko nie było go za dużo ! :D Ja w tym roku też byłam nad morzem i stwierdzam, że uwielbiam takie morskie krajobrazy. Zdjęcia wyszły Ci cudowne!

    around-nadien.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Ja uważam, że jestem wprost stworzona do morza, mogłabym tam mieszkać i nigdy by mi się to nie znudziło... <3

      Usuń
  4. U Ciebie zawsze sporo sie dzieje :)
    Zdjęcia chociaż robione telefonem są sliczne :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że Twój lipiec był trochę słodko- gorzki. Na szczęście wszystko się dobrze skończyło. Jeszcze raz gratuluję zdanej obrony! :* Ja większość zdjęć na bloga wykonuję telefonem. Po prostu trzeba zadbać o dobre oświetlenie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, bardzo dobre określenie "słodko-gorzki". O ile lubię taki sos w Mac'u, to niekoniecznie chciałabym znowu coś takiego odczuwać na żywo :D
      Cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło i dziękuję :)

      Usuń
  6. Jak będę na laptopie u mojego to powiem Ci czy widzę jakieś zmiany bo na telefonie mi się cały czas wyświetla Tak samo jak wcześniej :) żałujesz że nasze wakacje już dobiegł końca ale za to mam przynajmniej pamiątkę od ciebie postacie ślicznej pocztówki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, chętnie poczekam, zgadamy się na priv :)

      Usuń
  7. Ja wróciłam ty pojechałaś 💟 Oglądałam wszystkie twoje zdjęcia. Cieszę się, że odpoczęłaś. 💕

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dokładnie tak było, jeszcze pamiętam, jak oglądałam na IG Twoje zdjęcia znad morza i myślami sama tam byłam, nie mogłam się doczekać urlopu :)

      Usuń
  8. Ja od jakiegoś czasu mam opryszczkę z głowy, ale rozumiem, co mogłaś czuć. To mocno wkurzające, kiedy pojawia się nam coś nw twarzy i to jeszcze w wakacje, to pewnie przez te zmiany temperatur :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wkurzające jak wkurzające, ale sprawiało mi to taki ból, a moja twarz była nie do poznania :P Nigdy jeszcze takiej nie miałam...

      Usuń
  9. Witaj. Ciekawa ta Twoja relacja egzaminacyjno-wakacujna :-) Przede wszystkim bardzo gratuluję obrony pracy dyplomowej. Spore przeżycie, prawda? Ale i satysfakcja. Fajnie, że miałaś trochę wakacji. Ale masakra z tą rozrośniętą opryszczką, współczuję Ci. Do tego czasu już pewnie nie ma śladu.
    A to zdjęcie z niebem i morzem, które tu dodałaś, jest przepiękne! Pozdrawiam Cię serdecznie - Emma

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :) Fakt, to spore przeżycie, ale i tak wiele jeszcze przede mną!

      A z wakacji tak czy siak się cieszę. Następne dopiero za rok :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Nowsza Starsza